Kosmos... jest prawdopodobnie najpiękniejszą rzeczą, jaka istnieje.
Gwieździste niebo, kryjące w sobie nieodkryte tajemnice, pociąga wielu i
nęci swoim majestatem. Ale nie mnie.
Widziałem narodziny gwiazd, które w przyszłości staną się lampionami w
nieskończonej pustce Wszechświata. Dane mi było widzieć również śmierć
takiego olbrzyma, który najpierw powiększy się niczym nadmuchiwany
balon, by potem zgasnąć na zawsze. Efekty świetlne towarzyszące obu
zjawiskom były nieprawdopodobne i nie dały się porównać do niczego, co
widziałem wcześniej.
Byłem w przestrzeni poza galaktyką, aby nacieszyć oczy ogromem
materii i energii wirujących dokoła potężnego jadra w przedziwnym tańcu
istnienia. Ogrom jaki reprezentowały był niewyobrażalny. Mógłbym patrzeć
na to widowisko świateł, mgieł i eteru w nieskończoność, a i tak byłbym
nienasycony.
Byłem świadkiem wielu innych rzeczy, których żaden artysta nie dałby
rady uwiecznić na swym dziele. Ten, kto stworzył kosmos, musiał być
geniuszem nad geniuszami, bo po prostu całego Wszechświata się opisać
nie da.
Uradowany i nieco zmęczony swoimi przeżyciami wróciłem na Ziemię.
Położyłem się na łące i uciąłem sobie małą drzemkę. Kiedy się obudziłem,
zauważyłem, że mój wzrok jest skupiony na kałuży, która powstała w
naturalnym zagłębieniu i woda tam znalazła się prawdopodobnie w trakcie
deszczu. Nad nią rósł kwiat o czerwonych płatkach. Obserwowałem, jak z
tego kwiatu powoli, spokojnie odrywa się płatek, szybuje w powietrzu i
opada prosto do wody. Zapewne drogą czystego przypadku z jednego ze
źdźbeł trawy kropelka rosy skapnęła centralnie w środek platka.
Utworzyło się swoiste jezioro w jeziorku.
Kiedy zabłąkany promyk Słońca oświetlił oba zbiorniki wodne,
wytworzyła się malutka luminescencja, gra świateł, która zadziwila mnie
niezmiernie, ale i zaszokowała pięknem. Trwała zaledwie ułamek sekundy,
ale odnalazłem w niej to samo, co tam, w dalekim kosmosie. Teatr świateł
odzwierciedlał prawdziwą energię natury. Było to dokładne odbicie rytmu
życia Wszechświata z tą różnicą, że tutaj był przesycony naturalnym
pięknem, które dawało radość. Po tym wydarzeniu częściej zwracałem uwagę
na takie malutkie "mikrowszechświaty" i prawie zawsze odnajdywałem go
tam.
I już nigdy nie wyruszyłem w mentalny kosmos. Po co szukać piękna
lata świetlne od domu, kiedy to, czego szukamy znajduje się tylko o krok
od nas?